Nasze pierwsze spotkanie: na szybko, na trasie między Kielcami a Warszawą, w MCDonald’s, w którym akurat przebywała wycieczka szkolna a więc gwar, śmiech a ja nawet nie zaproponowałam Magdzie kawy 🙂 Mimo tak niesprzyjających okoliczności przyszła panna młoda wybrała właśnie mnie.

Magda i Jon czyli Polka i Duńczyk. Mieszanka wybuchowa 😉 Ona – bardzo empatyczna, z sercem na dłoni, otwarta, szczera i ciepła. On – dżentelmen, chłodny, powściągliwy, nie okazujący emocji.

W trakcie organizacji ich Jedynego Dnia postanowili wybudować dom, któremu Magda poświęciła 99% swojego czasu. Oczywiście wiązało się to z mnóstwem stresów i brakiem czasu. Dałyśmy jednak radę mimo małej liczby spotkań.

Na kilka tygodni przed ślubem odbyła się sesja narzeczeńska, którą już prezentowaliśmy na blogu. Jeśli jeszcze jej nie widzieliście, zobaczcie koniecznie moją parę w obiektywie Adama Trzcionki.

Całe przedsięwzięcie organizowałam w Pałacu Chojnata, który mieści się między Warszawą a Łodzią. Goście duńscy przybyli już w piątek, aby zintegrować się z gośćmi polskimi.

Odbyła się uroczysta kolacja podczas której zapisywałyśmy z Pauliną, drugą koordynatorką, chętnych do weselnych przemówień i toastów.

Zarówno ślub jak i przyjęcie weselne odbyło się w plenerze.

Modliłyśmy się wszystkie (Panna Młoda i Jej Mama, wszystkie ciocie no i ja z Pauliną) o dobra pogodę, żeby tylko nie uruchamiać planu B, który nie byłby już tak urokliwy jak ślub w plenerze 🙂

Tu nawet widać Magdę wypatrującą słońce przez swój balkon….

Podczas ceremonii przygrywał nam kwartet smyczkowy. Rozłożony był biały dywan, krzesła z pokrowcami dla wszystkich gości oraz piękne biało-złote dekoracje.

Najbardziej zaskoczył mnie Jon, który taki był twardy, pewny siebie… a podczas ślubu to właśnie on uronił łezkę 🙂 I to nie jedną!

Trochę nam niestety pokropiło, ale nikt się nie przejął mżawką, bo ceremonia była i tak piękna i wzniosła…

Po ślubie wszyscy goście udali się do ogrodu, gdzie składane były życzenia podczas których umilał czas kwartet smyczkowy a barmani rozdawali drinka powitalnego.

W trakcie obiadu, który trwał aż 3 godziny(!!!), miały miejsce liczne przemówienia i toasty… pełne emocji, łez, szczęścia.

Wszystkie dekoracje były spójne: biało-złote, dominowała gipsówka. Papeterię ślubną (czyli winietki, karty menu, nazwy stołów, itd.) zaprojektowała sama Panna Młoda…..nazwy stołów nawiązywały do tytułów filmów Woodiego Allena.

Zadbaliśmy także o najmłodszych uczestników przyjęcia czyli o dzieci, które miały do dyspozycji wielki dmuchany zamek:

Nie obyło się bez tradycyjnych oczepin, ale połączyliśmy dwie kultury i Panu Młodemu kawalerowie odcięli końcówkę skarpetki, którą Panna Młoda w noc poślubną powinna zszyć – wszystko według duńskiej tradycji 🙂

Goście bawili się do białego rana, tańcząc, sącząc drinki czy rozmawiając w specjalnie przygotowanej strefie chilloutowej, gdzie barista serwował pyszną kawę a barmani wyśmienite drinki!

O północy goście wraz z parą młoda puścili lampiony szczęścia…

A w niedzielę odbyły się poprawiny, z muzyką, dobrym polskim jedzeniem, wszystko pod chmurką czyli w ogrodzie pałacowym.

Jeśli jeszcze nie widzieliście traileru ze ślubu Magdy i Jona – zapraszam Was do obejrzenia filmu autorstwa Karen Media. Zapraszam na film:

 

 

Pozdrawiam,

Karina Komorowska

Złote emocje